W imię leczenia

Trudno uwierzyć w to, co w ciągu lat uczyniono osobom z problemem alkoholowym w imię leczenia. Niekiedy lekarze zalecali zamykanie takich ludzi w zakładach dla psychicznie chorych, czasem nawet do końca życia. W innej epoce, dla ludzi zamożnych zalecaną kuracją mogły być ciągnące się w nieskończoność sesje terapeutyczne na kozetce u psychoanalityka. Świadectwa wskazują po części, że bez względu na bezpośrednio stosowane metody środkiem przyspieszającym leczenie może być ludzkie współczucie. Czasami środki zaradcze odznaczały się jednak taką brutalnością, że nie pozostawało nic innego, jak tylko zastanowić się, czy w ogóle można odróżnić leczenie od tortur. Przepisywano czasem nadzwyczajną rozmaitość leków, niektóre uzależniające, inne – niebezpieczne. Czasami pojawiał się także element komedii, tak jak wtedy, gdy w 1961 roku dr Shilo zalecił reżym, który wymagał, aby pacjent w ciągu 29 dni spożył dokładnie 231 cytryn. U wszystkich pięciu osób poddanych kuracji cytrynowej rozwinęła się – jak pisał w sprawozdaniu – całkowita obojętność na alkohol, przy jednoczesnym wygaśnięciu głodu. Początek historii lecznictwa wiąże się z „odkryciem” pijaństwa jako choroby. Z chwilą gdy, ponad dwieście lat później lekarze sformułowali pogląd, że sam nałóg picia – a nie tylko jego następstwa lub objawy odstawienne – jest chorobą, którą należy leczyć, z miejsca uznano, że osoby nadużywające alkoholu należy poddać pewnym zabiegom w imię leczenia. Taki rozwój wydarzeń miał zaciążyć na nadchodzących latach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *