Rozdział siódmy
Historia żałosnego losu duchownego współbrzmiałaby z przypadkiem dra Lincolna Williamsa, którego świadectwo przytoczyliśmy w rozdziale siódmym. Przekonujące jest to podobieństwo doświadczeń, o których rozpisywano się w ciągu tylu lat. Wywodzące się z doświadczenia przekonanie, że abstynencja stanowić może jedyny bezpieczny cel dla osoby z poważnym problemem alkoholowym, u schyłku XIX wieku przestało być wyłącznie ludową mądrością. Oto, jak dr Norman Kerr, ówczesny czołowy brytyjski autorytet w dziedzinie leczenia nietrzeźwości, definiował abstynencję w formie edyktu profesjonalisty: Tylko jeden artykuł należałoby wykluczyć [z diety pijaka]. Są nim wszelkiego rodzaju i mocy trunki alkoholowe. Abstynencja powinna być bezwarunkowa, bez żadnego wyjątku z okazji urodzin czy innych uroczystości. Takie wyjątki niejednemu przyniosły zgubę, podobnie jak odstępstwo z przyczyn religijnych w czasie komunii. Każdy inteligentny i uczciwy lekarz, kiedy go pytają – jak mnie się to często zdarzało – czy jest bezpieczne, aby zreformowany alkoholik spożywał napój alkoholowy w takich okolicznościach, powinien bezzwłocznie odpowiedzieć: „Nie, nie jest bezpieczne”. Jest to choroba fizyczna, której atak wywołuje jakiś ekscytujący powód… czysto fizyczny skutek popijania sakramentalnego trunku to w wielu wypadkach wystarczający powód, by zwiększyła się aktywność utajonej choroby… Wielki orędownik wstrzemięźliwości, John B. Gough, wstąpiwszy na drogę poprawy, trwającej 40 lat abstynencji, nigdy nie zdobyłby się na takie ryzyko.