Mary M. wróciła do biura i z cierpiętniczą miną zabrała się do codziennej pracy
Tego wieczoru znowu się upiła. Rok później dr W. otrzymał od niej list: Szanowny Panie dr W. Był Pan tak dobry, poświęcając mi godzinę, kiedy przyszłam na wizytę dokładnie dwanaście miesięcy temu. Rozstaliśmy się w niezgodzie, kiedy zasugerował Pan, że „wypieram się”, gdyż nie posłuchałam Pańskiej rady, by iść do szpitala na minimum sześć tygodni. Spotkanie to było dla mnie punktem zwrotnym. Mam nadzieję, że nie uzna Pan tego za nietakt z mojej strony, jeżeli powiem, iż zmiana nastąpiła, kiedy zezłościło mnie Pańskie mówienie o „wypieraniu się”. Nawet w chwili rozpaczy potrafiłam dostrzec, że wybór tego słowa był próbą manipulacji, bym przyjęła bez zastrzeżeń pańską ocenę natury dręczącego mnie problemu – i Pańskie zdanie w sprawie kuracji, której potrzebowałam. Miał Pan zamiar narzucić mi raczej jakąś formułkę, niż pomóc samodzielnie wypracować rozwiązanie własnych problemów. Sądziłam, że pomysł uznania abstrakcyjnego bytu zwanego „alkoli- zmem” za problem, grozi zniszczeniem świadomości, iż jestem osobą. Miałam wrażenie, że nie chce Pan dostrzec rozmiarów mojej depresji. Tak więc wizyta u Pana zmusiła mnie do uświadomienia sobie, że to ja sama jestem osobą, która o własnych siłach musi wyjść na prostą. To właśnie Pan dał mi ten wgląd w sytuację i za to jestem wdzięczna. Następnego wieczoru po wizycie u Pana okropnie się upiłam. Nie odstawiłam picia na dobre, ale od tamtego dnia zaledwie kilka razy upiłam się poważnie. Mój internista pomógł mi poradzić sobie z moją depresją. Mogę teraz łatwiej kierować całym życiem, choć wciąż jeszcze z wieloma sprawami muszę sobie radzić!