Leczenie schodzi na złą drogę

Powinniśmy być wyrozumiali wobec tych lekarzy, któr2y lecząc trudny przypadek, robili co w ich mocy, nie mogąc skorzystać z dobrodziejstw współczesnych metod badawczych, które dostarczałyby potrzebnych informacji. Byłoby niemądre i małoduszne potępiać poprzednią generację z uprzywilejowanej dzisiejszej perspektywy. Jednak i wtedy, i dziś wstrzymanie się od oceny byłoby już trudniejszą sprawą. W historii tej szczególnej dziedziny medycyny występuje bowiem zbyt wiele metod, które przypominają nie tyle terapię, ile karę. Jak zauważyliśmy wcześniej, w skrajnych wypadkach to, co uczyniono ludziom w imię leczenia, wykazywało niepokojące podobieństwo do tortur. Należałoby tak określić terapię elektrowstrząsami w leczeniu uzależnienia alkoholowego. W przeciwieństwie do tradycyjnie stosowanych elektrowstrząsów – w sposób, który można by uznać za nierozsądny, choć w zupełności harmonizujący z powszechnym wśród współczesnych psychiatrów entuzjazmem – w 1955 roku dr W.L. Mil- ligan zalecił elektrowstrząsy o takim natężeniu, które nawet w owym czasie musiały się wydawać niebezpieczne. Pierwszego dnia kuracji raził prądem dwu- lub trzykrotnie, tak aby wprowadzić pacjenta w stan całkowitego oszołomienia. Dalsze elektrowstrząsy stosowano po to, by utrzymać osobnika w stanie całkowitej dezorientacji przez okres 7-10 dni.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *